Moja znajomość, w dużym stopniu wirtualna, z Arkadiuszem Szarańcem rozpoczęła się blisko 10 lat temu. Trochę przypadkowo znalazłem Jego świetne opowiadanie „Lubię sroki”, więc zadałem sobie ileś trudu, żeby opublikować je na „Plamce mazurka”.
Zgoda na publikację i kontakt mailowy to jednak było dla mnie zbyt mało. Musiałem z Arkiem pogadać. Nie było to na szczęście specjalnie trudne. Arek okazał się niemal takim samym jak ja Grande Gadułą. Rozmowy telefoniczne zaskutkowały jeszcze tym, że na mojego bloga trafiło całkiem sporo Jego opowieści. Jest ich ponad sześćdziesiąt. Żeby łatwiej było je odnaleźć lata temu umieściłem je w kategorii „Opowieści Arkadiusza Szarańca”. Dokąd Was zresztą serdecznie zapraszam.
Arkadiusz pisząc nie ograniczał się jedynie do ptaków. W Jego opowieściach występują też między innymi rysie, jeże, niedźwiedzie a nawet chomiki i konie. Opowiadał nam też o ludziach. Mamy opowiadania o Arturze Taborze, Włodzimierzu Puchalskim, Wiktorze Wołkowie czy Simonie Kossak.
Widząc bardzo ciekawego człowieka zarekomendowałem Go u władz Rzeczpospolitej Ptasiej. 27 kwietnia 2012 roku poznaliśmy się z Arkiem osobiście, a dzień później wylądowaliśmy na XI Zlocie Obywateli Rzeczpospolitej Ptasiej w Słońsku. Arkadiusz opowiadał między innymi o korzyściach z karmnika ze skorupy orzecha kokosowego i bocianach zimujących w Afryce.
Później drogi nasze się, jak to bywa, rozeszły. Z czasem w „Opowieściach Arkadiusza Szarańca” przestały pojawiać się nowe posty. Ale dobry kontakt zachowaliśmy. Obie Jego książki spodobały mi się, nawet bardzo. Spotkaliśmy się w Budzie Ruskiej na Festiwalu Literackim Patrząc na Wschód. Do wczoraj miałem pomysł z zaproszeniem Jego na spotkanie przyrodnicze w Szamotułach.
No właśnie, do wczoraj, zanim przyszła wiadomość o Jego śmierci…

4 komentarze
Na Ry
Poznałam Pana Arkadiusza w zeszłym roku, na Pańskim spacerze ornitologicznym w krakowskim Parku Jordana. Wspaniały Gawędziarz, miłośnik i pasjonat przyrody, ujął mnie swoim zachwytem i troską o każde żyjątko, oczarował wiedzą ale przede wszystkim pasją. To człowiek, którego chce się spotkać jeszcze i jeszcze raz…, którego chciało się słuchać, przebywać, rozmawiać. Niestrudzony aktywista, aktywizujący innych do dobrego. Opowiadał o naturze i był Naturą, był jak ptak, woda i wiatr… Był we wszystkim co robi i mówi autentyczny.
Smutno mi. Będę Go zawsze ciepło wspominać…
Marek Pióro
Bardzo cieszę się, że Arek znalazł czas i przyszedł na ów spacer. Myślę, że przejmę po nim troskę o michę wody dla wróbla, bo ten ptak bez tego cierpi tak samo jak my.
A Kraków 2018 roku bardzo ciepło pamiętam: https://plamkamazurka.pl/2019/07/krakowskie-ptaki/?fbclid=IwAR0uUPUgSws_guq9XjpyW8-sydJ0SP9tYGkOKkZEmJUfbv3inSFA7QVfOmA
Pozdrawiam.
Marek Pióro
Na Ry
Tak, dobrze pamiętam ten spacer, i rozmowę o tych sowach, które musiał Pan zobaczyć przed wyjazdem 🙂 Nawet przypomniał mi się niedawno właśnie ten spacer i Pańskie 'wyszukiwania' ptaków, gdy przechodziłam w Krakowie ulicą Włóczków – zobaczyłam nad wejściem do kamienicy godło z ptakiem, jak się okazuje, łabędziem, i pomyślałam, że pewnie byłby Pan zainteresowany 🙂 – tu można go znaleźć: https://www.bryla.pl/bryla/1,85301,13719803,Modernizm_Krakowski__lubie_to___WYWIAD_.html?i=2 w galerii do artykułu pod nr 12/30. Pozdrawiam serdecznie!
Marek Pióro
Takie spacery, jak to się mawia, mają jeden zdecydowany feler. Jest nim nie najlepiej dobrany czas. Bo o godzinie 10.00 czy 11.00 w czerwcu zwykle nie ma już na co patrzeć na jakiekolwiek ptaki. W tych godzinach wybrałbym zapewne Rynek Główny nad którym uwijały się setki jerzyków. Niesamowity spektakl jaki zaprezentowały tam te ptaki spowodował, że w rzucie na taśmę dopisałem jerzyka w ostatniej książeczce, „Trele na morelach”. Podobały mi się też katedralne pustułki, które pomimo, że są dzikimi ptakami, to zachowywały się nad wyraz hałaśliwie.
A spacer w Parku Jordana i tak mile wspominam 🙂