Mamy teraz najlepszą porę na obserwowanie zimorodków. Młode brylanciki opuściły swoje śmierdzące nory. Chwilowo są jeszcze karmione przez swoich rodziców, ale niebawem rozpoczną ciężką, zażartą wręcz naukę samodzielnego przetrwania. Który młody ptak zrozumie szybko o co w trudnej sztuce polowania chodzi będzie miał szansę przeżycia do następnego sezonu…
Niewątpliwie wielką zaletą miejsca lęgowego tych ptaszków jest fakt, że rzadko jaki drapieżnik ma szansę splądrować gniazdo. Niestety, ma też ono spory mankament. Młode zimorodki wychowują się w wielkim smrodzie. I mało co pomaga im około 100 wizyt dziennie dorosłych niosących młodym pokarm, które wlatując do środka w pewien sposób wentylują w nim powietrze. Warto tu zauważyć, że dzięki pewnemu pochyleniu korytarza wiodącego do komory gniazdowej, nie ma problemu z odchodami piskląt, które samoczynnie spływają z genialnej konstrukcji ptaków.
Utworzenie bardzo bezpiecznego gniazda dla swoich piskląt, pochłania parze zimorodków zwykle około dwóch tygodni i niewątpliwie kosztuje je wiele trudu. Muszą one wydrążyć około 3 – 4 kilogramów podłoża, co dla ptaszków ważących przeciętnie około 30 gramów na pewno jest wręcz olbrzymim wysiłkiem. Roman Kucharski wyliczył, że w proporcji dla człowieka ważącego 70 kilogramów, odpowiadałoby to przekopanie ziemi o masie 6 ton ziemi!
Długość korytarzy jest zmienna. Zwykle jednak waha się od 60 centymetrów do 1,2 metra. Drążą je razem samiec z samicą. Przy fedrowaniu nory dbają o czystość upierzenia raz po raz czyszcząc pióra i kąpiąc się w wodzie.

Zimorodek, fot. Cezary Korkosz www.cezarykorkosz.pl