Zapewne każdy uważniejszy czytelnik „Pana Tadeusza” pamięta, że derkacz był tam „pierwszym skrzypakiem łąki”. Jakkolwiek głos derkacza raczej jest trudno porównać do skrzypiec, chyba że mocno rozstrojonych, to rola jego w wieczornym koncercie w pobliżu stawu jest nieoceniona. Razem z bekasem (kszykiem) i bąkiem tworzą znakomity tercet, który każdemu miłośnikowi ptaków, na długo utkwi w pamięci.
Ptak ten wiele swoich nazw zawdzięcza swojemu donośnemu, słyszanemu nawet z odległości kilometra, głosowi. Nazwa „derkacz” wzięła się od tego, że nasi przodkowie interpretowali jego głos jako „der der”. Stąd niedaleka była już droga do rymowanki:
„Der, der, der,
chłopom ser,
a dziewczynom obarzanki,
co robiły Żydowianki”
Tu trzeba koniecznie zaznaczyć, że ten chruściel fuszery z derkaniem nie odwala. Jego derknięcie ma moc ponad 120 decybeli, a w ciągu nocy potrafi odezwać się nawet kilka tysięcy razy!
Dawna gminna nazwa ptaka to kiecak. Kiecak bo interpretowano derkacza głos jako „kiec, kiec!”. Jego obecna nazwa naukowa brzmi Crex creks i jak łatwo można się domyśleć też wywodzi się od głosu „Siec prec, siec prec”, co znaczyło tyle co: czas siec siano, po czym pójdę precz! No cóż, dawne sianokosy nie były tak tragiczne dla derkaczy co teraz. Nie ginęło podczas nich tyle piskląt.
Inne odzywki derkacza świadczyły o naprawdę sporej wyobraźni ludu. I tak uważano, że ptak woła „Kaź-mierz żrej-perz nie-chcesz zde-chniesz jak-pies”. Wykłóca się z przepiórką „sześć, sześć, sześć”, odpowiada mu „pięć pono, pięć pono”.
Rysunek Justyna Kierat justynakierat.blogspot.com