Zbliżają się święta i w związku z tym zareklamuję kilka książek. Na pierwszy „ogień” pójdzie trzecia część z cyklu Lechosława Herza „Podróże po Mazowszu” opowiedziana pięknym piórem Arkadiusza Szarańca. Zaprasza:
–
„Już kiedyś pisałem na „Plamce” o Lechosławie Herzu, jego pasji odkrywania-studiowania dzikiej przyrody, krajobrazu i ludzi, małej i wielkiej historii Mazowsza, jak również o opowieściach, jakie Autor spisuje po tych wędrówkach. Właśnie ukazała się trzecia część tych znakomitych gawęd-reportaży-esejów-
Polecałem już tę książkę bardzo różnym pasjonatom …A to „ludziom Wisły”, którzy znajdą u Herza nie tylko piękny rozdzialik o flisach i żegludze po królowej polskich rzek, ale też świetne nastrojowe opisy nadwiślańskich miast, krajobrazów, pradawnych szlaków… A to amatorom starej architektury drewnianej – Autor powiedzie ich w różne zapomniane zakątki i pokaże modrzewiowy kościół w Gąsiorowie („jeden z najbardziej fascynujących wiejskich zabytków mazowieckich”), albo najpiękniejszą nadwiślańską kapliczkę (nie zdradzę gdzie stoi, bo sam tam jeszcze nie byłem!), czy XVIII-wieczny spichlerz gontem krytym… A to tropicielom „wielokulturowej historii Mazowsza”, którzy potem jak po sznurku odnajdą świadectwa pracy osadników „olęderskich”, jak też przeczytają pięknie opisany „sztetł” małych żydowskich miasteczek.
Na tym nie koniec, albowiem Autor zawsze dorzuci od siebie tak niby od niechcenia takie szczegóły, że czytelnik chciałby to wszystko natychmiast zobaczyć na własne oczy. A jeśli już tam kiedyś był – to pragnie znowu obejrzeć te miejsca, ale z nową wiedzą. Bo więcej wiedzieć, to więcej widzieć, zrozumieć i poczuć. To nie jest proza krajoznawcza, turystyczna, tylko – magiczna.
Ale jak zachęcić czytelników „Plamki mazurka”, czyli w przeważającej części amatorów i fotografów dzikiej natury, aby sięgnęli do tej oraz innych książek Lechosława Herza? Przecież oni sami dobrze wiedzą, gdzie jest Puszcza Kampinoska, a także Kozienicka, Biała, Zielona, gdzie Wisła tworzy enklawy, często tuż za rogatkami stolicy, a tętniące najrzadszymi gatunkami i stadami nieprzeliczonego ptactwa zupełnie jak Amazonia. No, mogą nie wiedzieć, gdzie płyną maleńkie, dzikie a czyste rzeczki jak Pulewna, Kostrzyń, Grabina, Ślepota, Długa, Gawroniec, Witówka, struga Zimna Woda czy niewidzialna Maćkowa Woda (która czasem znika, ale potem tworzy małe wodospady), ale od czegóż mapy? Wielu fotografów dzikiej przyrody w Polsce i na Mazowszu dobrze wie gdzie i co można sfocić.
Ale bacznych czytelników „Podróży po Mazowszu” Autor weźmie za rękę i zaprowadzi tam, gdzie gniazdują i żerują nasze herbowe bieliki i orliki krzykliwe, tajemnicze trzmielojady, powietrzni akrobaci – błotniaki, gdzie gromadnie dudki pohukują i kwilą czajki, śmigają kuliki, rycyki, derkają derkacze…a także gdzie mszary nieprzebyte, gdzie torfowiska wysokie, sosnowe bory bagienne… Pokaże też oazy, gdzie latają trzeple zielone (konia z rzędem…), gdzie arcyrzadkie motyle (jak przeplatka aurinia, modraszek telejus, niestrzępek głogowiec, kraśnik pięcioplamek), gdzie rośnie ponad 700 gatunków roślin naczyniowych, a wśród nich kukułka, stoplamek, siódmopalecznik i nasięźrzał.
Taki pilny najpierw czytelnik a potem wędrowiec jako jeden z nielicznych szczęśliwców zobaczy z bliska, na własne oczy prawdziwe rodzime mazowieckie torfowiska wysokie, murawy napiaskowe, turzycowiska, trzcinowiska, łozowiska i mechowiska, a jak mu będzie szczęście sprzyjać to się nie utopi, a nawet traszkę grzebieniastą zobaczy, lub taki rarytas botaniczny jak brzoza niska, żywy zabytek epoki lodowcowej! Albo przejdzie bory, grądy, olsy, łęgi czyli przemierzy „miniaturę Puszczy Kampinoskiej”, ale z dala od granic Kampinoskiego Parku Narodowego. Po drodze zdobędzie szczyt a to Sępiej a to Niedźwiedziej Góry, wpadnie w Czarci Dół, zobaczy też gdzie stały karczmy Sodoma, Pohulanka, albo Łapigrosz, gajówka Na Siedmiu Morgach, odpocznie w cieniu wież średniowiecznego Czerska, lub na wzgórzu, gdzie mieszkali neolityczni łowcy reniferów, ale teraz z widokiem na Pałac Kultury i Nauki. Lechosław Herz jest z historią za pan brat, tą wielką i małą, bo wie jak Norwid (bohater jednego z eseików), że „przeszłość to dziś, tylko cokolwiek dalej” i dlatego umie dostrzec znacznie więcej i lepiej niż inni, ci pospieszni wędrowcy.
Na początku XX wieku fotografowie do zdjęć plenerowych stosowali specjalny obiektyw „triplet”, który zawierał aż trzy odmiennie wyszlifowane soczewki. Nakładanie się trzech różnych „widm” dawało niezmiernie ciekawy efekt. Niedawno miałem okazję podziwiać zdjęcia wiekowego LASU wykonane tą starą nieznaną już techniką. Po prostu zapierają dech w piersi, bo tysiące subtelnie różniących się, przenikających i nakładających na siebie odcieni szarości (nie ostrej czerni i bieli) tworzą obraz o magicznej wręcz głębi perspektywy, o niezwykle wiernie odtworzonym migotliwym światłocieniu, jaki panuje wewnątrz wielkiego lasu.
Lechosław Herz w swoich opisach stosuje właśnie taką zmienną perspektywę, nakładające się i przenikające kadry i sceny, które w rezultacie tworzą wyjątkową całość. Zwykle wraz z Autorem oglądamy najpierw z daleka jakieś krajobrazy, miejsca, miejscowości, szlaki, przemierzamy wielkie, płaskie, niby monotonne mazowieckie przestrzenie. Następnie jakby powoli, niespiesznie, krok za krokiem zbliżamy się do celu wędrówki, oglądamy drzewa, rozpoznajemy ich kształt liści i wzór na korze, zaglądamy też przez bramy pałaców, w okna dworów i chat, poznajemy też ludzi, zaglądamy w ich twarze, słuchamy opowieści…aż wreszcie nasza uwaga skupia się na tak najdrobniejszych detalach, jak kształt liści, wiemy jak pachnie deptany, wilgotny mech, słyszymy „trusk” czyli szelest podszytu, potem brodzimy przez kwitnące łanami przylaszczki lub żółte jak małe słońca kaczeńce…
Kto wie jak wygląda ginący unikat – sasanka otwarta i gdzie ją jeszcze można zobaczyć na Mazowszu? Jeśli ktoś ciekawy, niech otworzy tę książkę a potem…
